Ponieważ
byłem sam, oczywiste sprawy nabierały innego wymiaru. Lód wydawał się
zimniejszy i bardziej tajemniczy, niebo bardziej błękitne. Nienazwane szczyty
były większe, bardziej urodziwe i nieskończenie groźniejsze, niż byłyby, gdybym
miał towarzysza. Również moje emocje ulegały wzmocnieniu: wzloty jawiły się
jako wyższe, okresy rozpaczy głębsze i bardziej ponure. Młodego człowieka,
upajającego się dramatyzmem własnego życia, wszystko to nadzwyczaj pociągało.
Jon
Krakauer, Wszystko za życie
Dziś będzie krótko.
Wczorajsze emocje po prostu mnie przerosły. Nie spałem prawie dobę. W czwartek
więc postanowiłem odpoczywać, zrobić sobie – pierwszy od miesiąca – dzień
relaksu.
Wstałem o godzinie 11:40.
Przeżegnałem się z wrażenia, że spałem do tej pory. Trochę też dręczyły mnie
wyrzuty sumienia, iż nie obudziłem się wcześniej, nie zobaczyłem, co dzieje się
na ulicy. Ale pomyślałem sobie: przecież jesteś na wakacjach, odpocznij w
końcu.
Dziś przeniosłem się do
nowej części miasta. Do hotelu, w którym przejście na siłownię zajmuje mi
prawie 10 minut! Nigdy nie myślałem, że kiedykolwiek będę zasypiał w takim
molochu. Czy nazwa tego miejsca jest ważna? Raczej nie.
Mieszkam na 36. piętrze.
To najwyżej położone apartamenty w hotelu. Mam widok niemal na całe Vegas. Gdy w
dzień spojrzałem na ten krajobraz, byłem pod wrażeniem. Jednak ku mojemu
zdziwieniu miasto było wtedy jakby zaspane. Ciche, wstydliwe. Nikt nie trąbił, nie
krzyczał. Czasami tylko wolno toczyły się samochody.
Dopiero w nocy Sin City
pokazywało, co kryje pod swoim makijażem. Tętniło i pulsowało światłami. Ludzie
obijali się o siebie na ulicach, próbowali znaleźć choćby skrawek wolnej
przestrzeni. Samochody z kolei grzęzły w korkach. Niezdarnie wymijały się. Kierowcy
walili ze złości w klaksony. Ktoś na ulicy rozdawał ulotki z numerami do
prostytutek. Inni żebrali lub sprzedawali wodę spragnionym hazardzistom.
Widok z okna |
Dlatego miałem
wrażenie, że Vegas zawsze rano dogorywało. Tak jakby leczyło się z kaca. Bo gdy
nastawał wieczór, wszystko budziło się na nowo. Ludzie zwlekali się z łóżek i
wychodzili z domów.
Ja natomiast miałem
dziś jeden cel: okupować basenowy leżak i bronić go jak lew. O godzinie 15
wyszedłem na zewnątrz, aby wypełnić swoje postanowienie. Odebrałem dwa ręczniki
w recepcji przy wejściu do kąpielisk i oniemiałem. Do dyspozycji miałem 7 lub 8 basenów. Mniejsze, większe, z fontannami, skryte wśród palm, z kobietami
w okrojonym bikini, z jacuzzi lub bez.
Początkowo nie
wiedziałem, gdzie skręcić. Krzątałem się. Nie potrafiłem wybrać dla siebie odpowiedniego
miejsca. Znalazłem basenik z fontanną. Usiadłem na leżaku, ale zaraz pobiegłem dalej. Następnie trafiłem na jakieś większe kąpielisko. Zobaczyłem
w nim mnóstwo dzieci. Te szkraby na pewno zatroszczyły się już o to, aby dodać
do wody trochę od siebie, pomyślałem.
W końcu dotarłem na
odpowiedni basen. Był niewielki. Otoczony palmami. Z kilkoma wolnymi leżakami.
Położyłem się na jednym z nich. Nałożyłem czapkę na głowę, zasłaniając oczy. W
ten sposób widziałem wszystko i wszystkich. Nikt jednak nie miał pojęcia, gdzie
wędruje mój wzrok. I to odpowiadało mi najbardziej…
Po piętnastu minutach
na leżaku spociłem się tak, jak podczas wczorajszego lotu awionetką. Nie
wytrzymywałem upału. Skóra wysychała i piekła. Najpiękniejsze okazało się to,
że mogłem zaraz wskoczyć do basenu. Zamoczyć się. Nawet nie pływać. I z
powrotem rzucić się na leżak. Schnąć kolejny kwadrans, aby ponownie wejść do
wody.
Jednym słowem – mój
dzień opierał się głównie na krążeniu z basenu na legowisko, z legowiska na
basen. Przyznam, że bardzo twórczo spędziłem czwartek. Ale uspokajałem się myślą,
iż odpoczynek mi się należał.
Jedynym efektem
ubocznym mojego lenistwa była opalenizna. Bo przecież założyłem spodenki, aby
uniknąć oskarżenia o homoseksualizm. Wskutek tego górna połowa mojego uda wygląda
tak, jakby ktoś w żartach wysypał na nie mąkę.
W piątek postaram się naprawić ten błąd
i znowu spędzić czas na basenie. Nie zapowiada się więc nic nowego. Ale
przecież każdy dzień jest inny. Obiecałem więc sobie, że wieczorem wyjdę na
ulice Vegas. Poobserwuję ludzi i porobię im zdjęcia. Ciekawi mnie, co z tego
wyjdzie.
(Jednocześnie proszę o
cierpliwość, ponieważ pracuję nad tekstem o weteranie z Wietnamu).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz