czwartek, 26 lipca 2012

Dzień 30. Co robi się w Vegas za dnia?



Ponieważ byłem sam, oczywiste sprawy nabierały innego wymiaru. Lód wydawał się zimniejszy i bardziej tajemniczy, niebo bardziej błękitne. Nienazwane szczyty były większe, bardziej urodziwe i nieskończenie groźniejsze, niż byłyby, gdybym miał towarzysza. Również moje emocje ulegały wzmocnieniu: wzloty jawiły się jako wyższe, okresy rozpaczy głębsze i bardziej ponure. Młodego człowieka, upajającego się dramatyzmem własnego życia, wszystko to nadzwyczaj pociągało.

Jon Krakauer, Wszystko za życie

Dziś będzie krótko. Wczorajsze emocje po prostu mnie przerosły. Nie spałem prawie dobę. W czwartek więc postanowiłem odpoczywać, zrobić sobie – pierwszy od miesiąca – dzień relaksu.
Wstałem o godzinie 11:40. Przeżegnałem się z wrażenia, że spałem do tej pory. Trochę też dręczyły mnie wyrzuty sumienia, iż nie obudziłem się wcześniej, nie zobaczyłem, co dzieje się na ulicy. Ale pomyślałem sobie: przecież jesteś na wakacjach, odpocznij w końcu.
Dziś przeniosłem się do nowej części miasta. Do hotelu, w którym przejście na siłownię zajmuje mi prawie 10 minut! Nigdy nie myślałem, że kiedykolwiek będę zasypiał w takim molochu. Czy nazwa tego miejsca jest ważna? Raczej nie. 
Mieszkam na 36. piętrze. To najwyżej położone apartamenty w hotelu. Mam widok niemal na całe Vegas. Gdy w dzień spojrzałem na ten krajobraz, byłem pod wrażeniem. Jednak ku mojemu zdziwieniu miasto było wtedy jakby zaspane. Ciche, wstydliwe. Nikt nie trąbił, nie krzyczał. Czasami tylko wolno toczyły się samochody.
Dopiero w nocy Sin City pokazywało, co kryje pod swoim makijażem. Tętniło i pulsowało światłami. Ludzie obijali się o siebie na ulicach, próbowali znaleźć choćby skrawek wolnej przestrzeni. Samochody z kolei grzęzły w korkach. Niezdarnie wymijały się. Kierowcy walili ze złości w klaksony. Ktoś na ulicy rozdawał ulotki z numerami do prostytutek. Inni żebrali lub sprzedawali wodę spragnionym hazardzistom. 
Widok z okna

Dlatego miałem wrażenie, że Vegas zawsze rano dogorywało. Tak jakby leczyło się z kaca. Bo gdy nastawał wieczór, wszystko budziło się na nowo. Ludzie zwlekali się z łóżek i wychodzili z domów.
Ja natomiast miałem dziś jeden cel: okupować basenowy leżak i bronić go jak lew. O godzinie 15 wyszedłem na zewnątrz, aby wypełnić swoje postanowienie. Odebrałem dwa ręczniki w recepcji przy wejściu do kąpielisk i oniemiałem. Do dyspozycji miałem 7 lub 8 basenów. Mniejsze, większe, z fontannami, skryte wśród palm, z kobietami w okrojonym bikini, z jacuzzi lub bez.
Początkowo nie wiedziałem, gdzie skręcić. Krzątałem się. Nie potrafiłem wybrać dla siebie odpowiedniego miejsca. Znalazłem basenik z fontanną. Usiadłem na leżaku, ale zaraz pobiegłem dalej. Następnie trafiłem na jakieś większe kąpielisko. Zobaczyłem w nim mnóstwo dzieci. Te szkraby na pewno zatroszczyły się już o to, aby dodać do wody trochę od siebie, pomyślałem.
W końcu dotarłem na odpowiedni basen. Był niewielki. Otoczony palmami. Z kilkoma wolnymi leżakami. Położyłem się na jednym z nich. Nałożyłem czapkę na głowę, zasłaniając oczy. W ten sposób widziałem wszystko i wszystkich. Nikt jednak nie miał pojęcia, gdzie wędruje mój wzrok. I to odpowiadało mi najbardziej…
Po piętnastu minutach na leżaku spociłem się tak, jak podczas wczorajszego lotu awionetką. Nie wytrzymywałem upału. Skóra wysychała i piekła. Najpiękniejsze okazało się to, że mogłem zaraz wskoczyć do basenu. Zamoczyć się. Nawet nie pływać. I z powrotem rzucić się na leżak. Schnąć kolejny kwadrans, aby ponownie wejść do wody.
Jednym słowem – mój dzień opierał się głównie na krążeniu z basenu na legowisko, z legowiska na basen. Przyznam, że bardzo twórczo spędziłem czwartek. Ale uspokajałem się myślą, iż odpoczynek mi się należał.
Jedynym efektem ubocznym mojego lenistwa była opalenizna. Bo przecież założyłem spodenki, aby uniknąć oskarżenia o homoseksualizm. Wskutek tego górna połowa mojego uda wygląda tak, jakby ktoś w żartach wysypał na nie mąkę.
W piątek postaram się naprawić ten błąd i znowu spędzić czas na basenie. Nie zapowiada się więc nic nowego. Ale przecież każdy dzień jest inny. Obiecałem więc sobie, że wieczorem wyjdę na ulice Vegas. Poobserwuję ludzi i porobię im zdjęcia. Ciekawi mnie, co z tego wyjdzie.
(Jednocześnie proszę o cierpliwość, ponieważ pracuję nad tekstem o weteranie z Wietnamu).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz