wtorek, 24 lipca 2012

Dzień 28. Weteranie, dlaczego?



Dwa lata wędruję po świecie. Żadnego telefonu, żadnego basenu, żadnych domowych zwierzaków, żadnych papierosów. Totalna wolność. Ekstremista. Esteta, podróżnik, którego domem jest droga. Uciekł z Atlanty. Nie będziesz powracał, pamiętaj sobie, najlepiej jest na zachodzie. Teraz, po dwóch latach wędrówki, nadchodzi najważniejsza i największa przygoda. Ostateczny bój, aby zabić fałszywe istnienie wewnętrzne i zwycięsko zakończyć rewolucję duchową. Dziesięć dni i nocy w pociągach towarowych i autostopem przywiodło go na wielką, białą północ. Nie będzie już zatruwany przez cywilizację, od której ucieka; wchodzi samotnie w krainę, by zagubić się w dziczy.
Alexander Supertramp, maj 1992.

Jon Krakauer, Wszystko za życie

            Zacznę od momentu, w którym wyszedłem z hotelu na ulicę. Była godzina 15:50. Chciałem być nieco wcześniej na umówione spotkanie z weteranem, którego wczoraj spotkałem. Usiadłem na chodniku. Obserwowałem przemykające mi przed oczami sylwetki ludzi. Nigdzie nie widziałem mężczyzny na wózku. Jest jeszcze za wcześnie, uspokajałem się.
Minęło 20 minut. Zacząłem się wiercić. Myślałem, że weteran mógł zapomnieć o mnie, że efekty wojny druzgocąco wpłynęły na jego pamięć. Wstałem i postanowiłem poszukać go. Przeszedłem całą ulicę z wiszącym nad nią ekranem, o którym pisałem wczoraj. Z każdym krokiem załamywałem się w sobie. Obserwowałem wszystkie restauracje, kluby oraz uliczki. Widziałem ludzi na wózkach. Czasami łapałem się na tym, ze myliłem ich z szukanym przeze mnie mężczyzną.
W pewnym momencie krew zabiła mi szybciej. Zauważyłem elektryczny wózek i wbitą w jego tył amerykańską flagę. To on, pomyślałem.
Nie musiałem stanąć twarzą w twarz z tym człowiekiem, by stwierdzić, kim był. Po chwili zobaczyłem, że miał on założoną nogę na nogę i kiwał jedną z nich. Westchnąłem. Poczułem się oszukany. Jednak nie twierdziłem, iż zachowałem się, jak skończony naiwniak. Spotkanie weterana było samo w sobie szalenie interesujące. A to, że chciałem odkryć tajemnice, które zostawił on w wietnamskiej dżungli… Cóż, widocznie informacje o wydarzeniach z tej wojny musiały pozostać tam, gdzie się narodziły.
Wracałem do hotelu. Po drodze mijałem naprawdę zaskakujących ludzi. Jedni świecili pośladkami na środku ulicy, drudzy – własną głupotą. Nie narzekałem, bowiem nie co dzień można spotkać takie widoki. Nie mówię tutaj tylko o półnagich kobietach.



Postanowiłem odwiedzić siłownię. Chciałem zostawić w niej swój żal. Wolałem wylać go w kropelkach potu niż w złości, przenoszonej na inną osobę. Przebiegłem 4 km na bieżni i poszedłem ćwiczyć do innego pokoju. Byłem w nim sam. Czułem, że miałem spięte ciało. Złe emocje zostawiłem na urządzeniach, na których ćwiczyłem. A dorwałem się do nich, jak szalony.
Ulica i wiszący nad nią ekran. Widok za dnia
Ta sama sceneria. Wieczór


Wróciłem zmęczony do pokoju i wziąłem odprężająca kąpiel. Cały czas myślałem o weteranie z Wietnamu. Nie potrafiłem zrozumieć, dlaczego nie przyjechał. Mieliśmy zjeść wspólny obiad. Przecież dla niego to rzadka okazja – tak przypuszczałem – by o pełnym żołądku opowiadać historię swojego życia. Co więc było przyczyną jego nieobecności?
Nie poddałem się. O godzinie 21 wyszedłem z powrotem na ulicę. Wróciłem w miejsce, gdzie spotkałem mężczyznę na wózku.
Znalazłem go. Potrząsał swoim plastikowym kubełkiem z monetami. Jak zwykle sprawdzał ich wartość. Ściągnąłem czapkę, aby mnie rozpoznał, bowiem wczoraj nie miałem jej na głowie.
Zostałem zaskoczony. Mężczyzna wiedział od razu, z kim ma do czynienia. Spuścił głowę. Trzymał w ręku dolarówkę od jakiejś dziewczynki.
– Przepraszam, że nie było mnie wcześniej – mówił z nieukrywanymi pretensjami do siebie.
– Nic nie szkodzi, proszę pana. – odpowiedziałem. – Ważne, że jakoś się odnaleźliśmy.
Usiadłem po turecku przy jego wózku, abyśmy lepiej słyszeli się. Ludzie zaczęli na nas spoglądać.
– Ma pan dziś czas na rozmowę?
– Przykro mi, ale zaraz będę jechał. Muszę zjeść kolację. – rzekł.
Spochmurniałem. Czyżby weteran chciał mnie spławić? Nie, to nie możliwe, myślałem.
– Ale nie martw się – dodał. – Jutro będę do twojej dyspozycji. Tylko proszę, daj mi jakieś pieniądze. Muszę przetrwać dzisiejszą noc, która nie zapowiada się ciekawie.
– To znaczy, że przyjedzie pan jutro tutaj znowu? O której?
– Będę jakoś po 19. Wtedy porozmawiamy na spokojnie. Na pewno starczy nam czasu, ponieważ nie śpię w nocy. Biorę tabletki, po których sen oddala się od człowieka.
W takim razie stawiam się jutro o wyznaczonej przez pana godzinie.– odparowałem, wręczając mu 20 dolarów. – Będę czekał!
– Przywiozę dla ciebie kilka niespodzianek – mówiąc to, wskazał na swoją głowę – i z wielką przyjemnością podaruję ci jedną z nich. Dostaniesz ode mnie czapkę. Podobną do mojej.
– Naprawdę?! – krzyknąłem z wrażenia. – Dziękuję serdecznie.
– Wezmę ze sobą coś jeszcze – wtrącił. – Gdy byłem w Wietnamie, pisałem dziennik. Przeczytasz go jutro. Wtedy na pewno nasunie ci się wiele pytań.
Nie wierzyłem własnym uszom.
– Powiedz mi, co cię tak naprawdę interesuje? Co chcesz ode mnie wiedzieć? – zapytał.
– Chcę poznać pana historię.
            – I tak się stanie – zakończył.
(Podczas rozmowy zauważyłem, że mężczyzna ani razu nie uśmiechnął się. Wczoraj też nie widziałem żadnego wyrazu zadowolenia z jego strony. Tylko ja okazywałem emocje).
Aby zrozumieć twarz weterana, należy najpierw poznać jego historię. Wtedy dowiemy się, kim tak naprawdę jest...

2 komentarze:

  1. http://vimeo.com/45901503 dzisiaj się przypałętało ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobre sobie! W 3:11 tego filmu jest hotel, w którym spałem w Vegas.

    OdpowiedzUsuń