czwartek, 19 lipca 2012

Dzień 23. Kojąca melodia Pacyfiku


Coraz częściej myślę o tym, że powinienem na zawsze pozostać samotnym wędrowcem w dzikich krainach.

Słowa Everetta Ruessa cytowane przez Jona Krakauera w Wszystko za życie

Drodzy Czytelnicy, dzięki Wam wybiła dziś liczba 2 tys. wejść na blog. Kłaniam się w pas za zainteresowanie! To dla mnie zaszczyt pisać dalej.

Czwartek minął w samochodzie. W drodze do Monterey. Przejechałem przez kilka pięknych miejscowości. Zostawiłem za sobą San Jose oraz Santa Cruz. Nic jednak dziś nie ujęło mnie tak, jak widok Pacyfiku. Zanim rozpłynę się w jego wodach, napiszę o kobiecie, której warto poświęcić kilka akapitów. Tym bardziej, że nigdy wcześniej o niej nie słyszałem. Jej historia jest niesłychanie frasująca.
Mowa o Sarze Winchester. Wdowie po Williamie Winchesterze, którego ojcem był wynalazca karabinu o nazwie pochodzącej od jego nazwiska.
Otóż w San Jose odwiedziłem dom Sary. Stanowi on swojego rodzaju muzeum. Niestety, chodzi się jego korytarzami wraz z przewodnikiem, co, uważam, psuje całą zabawę zwiedzania. Po śmierci Olivera Winchestera i jego syna, Sarah odziedziczyła potężny spadek. O ile pamięć mnie nie myli, jego suma wynosiła 20 mln dolarów.
Niestety, bogata kobieta wpadła w poważne problemy. Twierdziła, iż wszyscy zabici ludzie przez kulę pochodzącą z karabinu Winchester, nawiedzają ją jako duchy. I odtąd zaczęła się historia domu. Aczkolwiek ostrzegam Was, drodzy Czytelnicy, że nie jest on aż tak niesamowity, jak prawdziwe życie wdowy. Może wynika to stąd, iż osoby, które dorwały się do budynku, chcąc na nim zarobić, przegoniły otaczającą go grozę. A może po prostu zabezpieczyli go przed niepożądanymi gośćmi, którzy urządzali sobie schadzki nocą i chodzili jego korytarzami?
W domu nie mogłem robić zdjęć. Trafiłem na moment, w którym nagrywano film o tym miejscu. Pozostaje zatem tylko jego opis.
Wokół budynku krążyło i krąży mnóstwo legend. Że straszy w sypialni Sary, w której umarła; że skrzypią schody; że ktoś trzaska drzwiami. Ja nic takiego nie zobaczyłem i nie usłyszałem. Ale przyznać muszę – miałem pewne obawy. Dotyczyły one ludzi, z którymi chodziłem po domu. Wykazywali się niesłychaną głupotą. Musieli dotknąć wszystkiego, robić sobie zdjęcia z góry w korytarzach, wyjrzeć przez każde okno i dodatkowo zapytać przewodniczki, czy to, co widzieli za jego szybami, było prawdziwe bądź nie. W tych frustrujących warunkach kroczyłem labiryntem posiadłości pani Winchester.
Można było zgubić się w tym dziwnym domu. Miał 160 pomieszczeń. Każde z nich buchało grozą. Przyczyna tak dużej liczby pokoi była jedna – Sarah obawiała się duchów. Spirytysta powiedział jej, aby co noc zmieniała pomieszczenie, w którym zasypiała. W ten sposób zmylała istoty, chcące wyrządzić jej krzywdę.
Dodatkowo, dom wdowy zawsze pozostawał w budowie. To miało uchronić kobietę przed niechybną śmiercią spowodowaną nawiedzeniem przez duchy. Sarah była pogrążona w depresji. Odbywała liczne seanse, umożliwiające jej kontakt z istotami pozaziemskimi. Nikt nie mógł wejść do pokoju, w którym uciekała od rzeczywistości.
Wdowa, moim zdaniem, kompletnie oszalała. Ta posiadłość odzwierciedlała stan jej umysłu. Bowiem w domu można było znaleźć ślepe korytarze, schody do nikąd! Za kilkoma parami drzwi, przez które chciałem przejść, spotykałem mur z cegieł. Pani Winchester śledziła też swoich podwładnych. Zainstalowała mnóstwo okien, umożliwiających jej podpatrywanie ogrodników, kucharzy, budowlańców. Nawet z drugiego piętra patrzyła na ręce ludzi. Przez coś, co przypominało komin, obserwowała tych, którzy pracowali na niższym piętrze.
Wdowa więc pozostawiła po sobie dom, nadal oczekujący na przebudowę.
Posiadłość naprawdę podobałaby mi się, gdyby nie przewodnicy, turyści i komercja, która zastąpiła grozę tego miejsca.
Później jechałem już tylko brzegiem Oceanu Spokojnego. Czasami wychodziłem, aby połykać nozdrzami wspaniałe powietrze oraz przyglądać się surferom, bujającym się na małych falach. 

Gdybym oddał się opisowi tych krajobrazów, notatkę skończyłbym zapewne nad ranem. Pierwszy raz bowiem widziałem dzikie plaże, ich skąpą roślinność, mury potężnych skał (ostrych niczym brzytwa) i pelikany, czekające na lepsze jutro. Zimne, oceaniczne powietrze było naprawdę przenikliwe. Chciałem choć kwadrans przysiąść na piasku, którego żaden człowiek nie dotykał, po którym nikt nie chodził. Długo jednak nie wytrzymywałem. Uciekałem z żalem do samochodu.
Ale niech będzie! Dajmy porwać się wspaniałemu opisowi każdego ziarenka, małży, którą wyrzuciła woda i roślinie, oddychającej życiem wzburzonych fal. Stańmy się chociaż przez chwilę Jackiem Londonem, Johnem Muirem, Henrym Thoreau. Albo kimkolwiek! Kimkolwiek, kto kocha naturę i chce jej własnym słowem oddać szacunek, uczucie. 


Czar Pacyfiku rzucany był od miejsca, w którym jego wszechwładne wody stykały się z niebem. Linia tego połączenia przedstawiała grę dwóch żywiołów. Fale zamykały się i ponownie otwierały niczym skorupa małży. Część z nich z sykiem rozbijała się o skały, jakby prując materiał, z którego były stworzone. Pozostałe docierały do plaż, posępnych glonów, próżni, wypełniającej okute w siną zbroję skorupiaki.
Bezlitosny wiatr spychał mewy i brunatne pelikany. Nakazywał im zająć miejsce na ziemi i przyglądać się swojemu dziełu. Ponieważ miotał wszystkim: piaskiem, roślinami, życiem w ogóle, czuł się bezlitośnie wolny. Kształtował więc to, co miało następnie stać się nieodłączną częścią szkieletu tego krajobrazu.
Ocean Spokojny usypiał mnie przez cały dzień. Kojący dźwięk jego życia przyszedł cichcem pod wieczór i lekkim ruchem powietrza zamknął powieki. Niech to, co jest krwią tych wód, wkradnie się zatem dziś do mych snów. 


Pragnę poznać Pacyfik od wewnątrz. Mieć wiedzę na temat tego, czy właśnie teraz jego brzegiem przepływa zachwycający swoim kształtem i mądrością delfin, czy żądna śmierci orka patroluje płycizny lub skały z uchatkami bądź czy humbak nabiera haust tego samego powietrza, którym ja dziś oddychałem.
Bo ty, Oceanie, jesteś fantazją. I miej nadal swoje tajemnice. Dzięki nim nigdy nie przestanę marzyć o ich poznaniu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz