wtorek, 10 lipca 2012

Dzień 13. Pozdrowienia z Las Vegas!


Pragnąłem ruchu, a nie spokojnie toczącej się egzystencji. Pragnąłem podniety i niebezpieczeństwa, i okazji do poświęcenia się dla miłości. Czułem w sobie nadmiar energii, która nie miała ujścia w naszym spokojnym życiu.

Słowa Lwa Tołstoja cytowane przez Jona Krakauera w Wszystko za życie

Ależ głupio czuję się, pisząc z Las Vegas. Nie przypuszczałem, że w kiedykolwiek w życiu znajdę się w tym miejscu. Miasto to wydaje mi się synonimem nieskończoności: marzeń, hucznych porażek, efektownych wieczorów kawalerskich bądź panieńskich. A nawet dwukrotnie głośniejszych i bardziej rozświetlonych ulic niż w Chicago.
Na razie moje wszystkie malutkie wyobrażenia, które nasiąkały wyłącznie obrazami z telewizji, sprawdziły się. Las Vegas jest chorobliwie piękne, pociągające i zgubne. Przekonałem się o tym w ciągu 20 minut!
Może to tylko pierwsze wrażenie? Może ludzie nigdy z tego złudnego zauroczenia nie wybudzają się i widzą Vegas takim, jakim nie jest?
Samo lotnisko w tym mieście przypomina kasyno. Maszyny, decydujące o grubości portfela, zdobią hol, w którym odbiera się bagaże.
Czy to nie dziwne, że gry są wszędzie? Początkowo tak mi się zdawało. Ale gdy przysiadłem do jednej z nich, zmieniłem zdanie. Las Vegas polega właśnie na tym. Na kasynie, które to miasto ratuje, a pozostałych – najczęściej – grzebie żywcem.
Ciężko jest mi naprawdę cokolwiek napisać o locie, ponieważ samo miasto zrobiło na mnie zbyt duże wrażenie, by zajmować się czym innym. (Zapewne widać to nawet po chaosie i burzy myśli, które przelewam na kartkę w komputerze).
Na lotnisku czekał na nas uprzejmy i uśmiechnięty Afroamerykanin. Trzymał kartkę z naszym nazwiskiem. (Obok niego stał inny, podobny do niego. Ten z kolei miał napis: „Krzyzewski”. Czyżby chodziło o Mike’a Krzyzewskiego, trenera kadry USA?). Dopiero później dowiedziałem się, że jest on kierowcą limuzyny, którą zajechaliśmy pod bramy hotelu Mirage. Przyznam, iż po raz pierwszy jechałem tym pojazdem. I już wtedy to poczułem – Las Vegas zaczynało działać! Wsysać w tę swoją trąbę powietrzną, która albo na koniec mnie wyrzuci bezwzględnie ze swojego środka, albo pozostawi z takim uśmiechem, z jakim tutaj przylatywałem. 
Czuję jednak, że cokolwiek bym nie napisał o Vegas, nie odda to jego ducha. Ono mnie przerasta w każdym calu. Oślepia błyskotkami i hipnotyzuje. 
Mam w sobie niemoc, która trochę paraliżuje, ponieważ nie do końca wiem, jak można najdoskonalej dać świadectwo tego miejsca? Nie dość, że zna je niemal każdy człowiek na świecie, to, jakby tego było mało, sąsiaduje ono z Wielkim Kanionem!
Najprościej mówiąc, nie wierzę, że tutaj jestem.
Rozglądam się po hotelowym pokoju i boję czegoś dotknąć. Przytłaczają mnie wysokie sufity, marmury i wszędzie postawione olbrzymie telewizory (jeden nawet jest wysuwany z półki stojącej przed łóżkiem).
Nawet gdyby ktoś mnie mocno kopnął w dupę, nie dałbym sobie wbić do głowy, że wyglądam przez okno i widzę palmy, zmieniające się reklamy wielkości bloku mieszkalnego oraz piaski i skały Kanionu.
Trochę spacerowałem po holu Mirage i obserwowałem ludzi. Są ich tutaj tysiące. Tworzą rzekę, która wpada jednymi drzwiami i nie zamyka ich za sobą, bo zaraz nadejdzie kolejna fala osób.
Kobiety ubierają się prześmiesznie. Noszą markowe ciuchy, wyglądają na pierwszy rzut oka gładko i zwiewnie. Cały jednak wizerunek księżniczki psują buty na obcasach, w których żadna z nich nie potrafi chodzić.
Faceci, jak to faceci. Z reguły to biznesmeni, którym przez przypadek przytrafiło się dobre życie. Zaskoczeni tym faktem, nie wiedzą dobrze, co z nim zrobić, więc drepczą do kasyna i pozostawiają los w rękach fortuny.
Po sutym obiedzie, podczas którego próbowałem kuchni włoskiej i meksykańskiej, zwiedziłem parter hotelu. A tam… maszyny, maszyny i jeszcze raz maszyny! Wszystkie czekały na pieniądze klientów.
Słyszałem ciągle dźwięk pociąganej dźwigni, przeskakujących cyferek, lecących monet i raz okrzyk zwycięstwa.
Najbardziej zdziwił mnie starszy mężczyzna, który powiedział do siebie, siedząc przy automacie:
– Mogę przegrać na początku te 300 dolarów albo więcej. To dopiero rozgrzewka – przekonywał sam siebie. – Ja tutaj chcę wygrać, a nie tylko machać dźwignią. Odejdę, jak zdobędę 25 tys. dolarów.
Przeczuwam, że wielu już przegrało w tym biznesie życie, jak nie duszę. 
Obserwowałem żywiołowe babcie, które bez skrupułów po raz kolejny i kolejny klikały na przycisk „Powtórz”, żeby cokolwiek wygrać. Odpowiednia rozrywka dla tego wieku, pomyślałem. Siedzisz i klikasz. Nic więcej.
Oczywiście musiałem spróbować swojego szczęścia. Może nie będę się rozpisywał i napiszę krótko: w jakieś 20 minut przerżnąłem, bo nie przegrałem, 200 dolarów... Całe szczęście, że nie były moje.
Grałem ciągle na tej samej maszynie. Gdy z jednej setki ubyło mi 20%, nagle uśmiechnąłem się szerzej. Wygrałem. I to – jak w moim skromnym mniemaniu – dużo. Bo 50 dolarów. Niestety, nie potrafiłem odejść od gry i skończyłem z 14 centami. Spłukany udałem się na górę do pokoju.  
Ta mechanika psychiczna gry rozbraja. Człowiek naprawdę wierzy w swoją wygraną. Nawet jeśli ma już ostatnią próbę, ostatnie pociągniecie za wajchę, twierdzi, że coś zdobędzie. Ale marzy o tym tylko dlatego, żeby móc grać dalej, a nie odejść od hazardu.
Gdy pisałem tę notatkę, była godzina 19:30. Słońce oświetlało jeszcze budynki, które przysłaniały swoim cieniem ulice. Słyszałem jednak, że Las Vegas jest najpiękniejsze nocą. Wyjdę więc później na zewnątrz i sprawdzę to. A następnie opiszę.

Kilka godzin później

Wojaże po Sin City (mieście grzechu) mogą wykończyć. Nawet w nocy jest tutaj ok. 45 stopni Celsjusza. Beton nagrzewa się w dzień, aby później oddać żar, który wysusza spojówki. Nie można normalnie otworzyć oczu. No dodatek w każdym kasynie palą papierosy. Jeden za drugim. W pewnym momencie ledwo widziałem śmigające przede mną cyferki automatu do gry.
Odwiedziłem dziś trzy kasyna. Mirage, Caesars, Bellagio. W tym drugim odbiłem się od dna. Przegrałem tego dnia łącznie 500 dolarów. Nie wierzyłem, że w ogóle wygram. Miałem już przegrać szóstą setkę, kiedy to nagle, mając 40 dolarów, dostałem premię i wyszedłem z kasyna z 400 dolarami w ręku.
Przejście do kasyna w hotelu Caesars

Fontanna w Caesars


Nikt nie sprawdzał, czy mam ukończone 21 lat. Panie, niezwykle skąpo ubrane i eksponujące długie nogi w połączeniu z falującymi piersiami, stale pytały mnie, czy czasem nie chciałbym drinka. Ba!, chciałbym, ale postanowiłem nie wpadać w skrajność. 
Pula możliwej wygranej - prawie 14 mln dolarów

Kto grał w kasynach? Wszyscy. Małżeństwa, sponsorzy kobiet, które towarzyszyły im w traceniu pieniędzy, starsze panie i panowie, ledwo chodzący, ale imponująco szybko pociągający za dźwignie maszyn.
Kasyno jako miejsce samo w sobie jest niewiarygodnie luksusowe. Jednak nie trzeba wyglądać jak z wybiegu, by do niego wejść.
Przed wejściem do domu hazardowej rozpusty znajdują się sklepy spod znaku Gucciego, Armaniego, Chanel itp. Przed ich wystawami śmigają Azjaci, robiący ze wszystkim, nawet z dywanem, po którym chodzą, zdjęcia.
Żałuję piekielnie jednego – nie miałem wystarczająco czasu, aby zobaczyć Las Vegas od podszewki. Latałem po kasynach wbrew własnej woli. Gorączkuję się tym bardziej, że jutro wyjeżdżam z tego miasta i ruszam w samochodową podróż. Nic jednak straconego. Do Sin City będę musiał wrócić, gdyż stąd mam wylot do Chicago. Wtedy odbiję sobie to, czego dziś nie ujrzałem.




Na koniec dodam, że nie zaskoczył mnie fakt, iż w Vegas pełno jest prostytutek. Na ulicy rozdawane są nawet ulotki z ich zdjęciami, telefonami i stawkami. Dość duża wygoda dla tych, którzy przejeżdżają do tego miejsca w jednym celu.
Niestety, czas nie pozwolił nawet na zrobienie dobrego zdjęcia. Obawiam się również, iż z wrażenia i uniesienia pominąłem wiele szczegółów dotyczących miasta.
Najlepsza fotografia dnia. Kręgosłup Vegas - wygrane przeze mnie dziś pieniądze w kasynie i ulotki prostytutek

Jedno jest pewne. Las Vegas to miasto seksu, pieniędzy i chwilowego szczęścia dla tych, którzy w życiu nie potrafią go osiągnąć.

2 komentarze:

  1. o człowieku !

    weszłam, zaczęłam czytać ...nie mogłam przestać !
    i ubolewałam ,że już koniec .
    Czytając tego bloga czuć jak bardzo podekscytowany ,zdziwiony, zaskoczony byłeś sytuacjami które Cię spotkały . Czekam na kolejne notki :) .

    PS. Kilka razy złapałam się nawet na tym ,że uśmiecham się do monitora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Sandy, Keisha, Karen. bralbym^^

    OdpowiedzUsuń