wtorek, 10 lipca 2012

Dzień 14. Kryzys w Utah

Czy to pieszo, czy na rakietach śnieżnych lub sankach; na letnie wzgórza i ich marznące cienie – ślad na cieniu pokaże, dokąd poszedłem. Niech reszta ludzkości mnie znajdzie, jeśli zdoła.

Słowa Johna Hainesa cytowane przez Jona Krakauera w Wszystko za życie

Wczoraj pokonałem około 3 tys. kilometrów samolotem. W ten sposób – chyba mogę tak powiedzieć – byłem w 5 stanach: Iowa, Nebraska, Colorado, Utah, Nevada.
Dziś z kolei wyjechałem z Nevady, z samego Las Vegas, i kierowałem się do National Park Zion w stanie Utah. Przy okazji zahaczyłem o Arizonę.
Ciężko było mi żegnać się z Sin City. Łatwiej jednak przychodziło to rozstanie, gdyż wiedziałem, że czeka na mnie coś nieznanego, nieokiełznanego niczym pustynie w Utah.
Wypożyczyliśmy samochód – GMC Yukon XL. Kolos ten sennie poruszał się po drogach.
Ledwo wyjechaliśmy z Vegas i już zacząłem się zachwycać. Wszędzie widziałem góry. Dziwnie zniekształcone, wyszlifowane przez wiatr i obsypane czerwonym piachem. Karłowate krzaki porastały ogromne, wysuszone polany. Po każdej stronie jezdni, w odległości 5 metrów od niej, stał niski płotek z drutami kolczastymi. Miał chronić zwierzęta przez wtargnięciem na drogę.






Jakoś w to nie wierzyłem. Każdy wąż mógł bez trudu prześlizgnąć się pod ogrodzeniem. Przez te gady, niestety, musiałem odżałować sobie kilka dobrych fotografii. Chciałem niejednokrotnie przeskoczyć przez płot i zrobić wspaniałe ujęcia rozgałęzionych kaktusów czy krzewów. Nie dostałem jednak pozwolenia od cioci, która obawiała się, że natrafię na grzechotnika.
Początkowo buntowałem się przeciwko jej decyzji. Później, gdy dowiedziałem się, iż za ogrodzeniem mogę spotkać osiem przedstawicieli gatunku tego węża (w tym najgroźniejszego – grzechotnika teksaskiego), przestałem marzyć o zdjęciach. Pozostawało mi cieszyć się kadrami z pobocza jezdni oraz samochodu.
Gdy wjechałem do Arizony, krajobraz niczym się nie zmienił. Nadal dostrzegałem drewniane chatki, mężczyzn w kapeluszach i spuchnięte od słońca konie w zagrodach.
Każda próba wyjścia z samochodu kończyła się fatalnie. Zaraz krzyczałem, jak mi parno i duszno, że spojówki wysychają, a ziemia parzy nawet przez podeszwę trampek. Zastanawiałem się, jak mieszkańcy tego stanu znoszą ten żar za dnia i nagły chłód, pojawiający się każdej nocy.
Tak się zamyśliłem, że nie zauważyłem, jak łatwo mogłem się przeziębić. Brzmi to może paradoksalnie, ale zaczął mnie łapać katar w temperaturze ponad 45 stopni Celsjusza. Powód? Gdy wychodzi się z klimatyzowanego samochodu, w którym panuje ponad dwukrotnie niższa temperatura niż na zewnątrz, wpada się w żar. Po chwili znowu wraca się do chłodnego auta i przeziębienie jest niemal gwarantowane.
Całe szczęście, choróbska omijały mnie przez całe dwa tygodnie, więc i dziś dały mi spokój. Dzięki temu mogłem nadal zachwycać się tak przedziwnymi krajobrazami Stanów Zjednoczonych.
Podczas jazdy drogą międzystanową nr 15 towarzyszyły nam góry. Ich kształty, kolory i rozmieszczenie zapierały dech w piersiach. Największe wrażenie wywarł na mnie kanion, przez który musieliśmy przejechać. Droga w nim była spadzista. Czułem, jakbym leciał  w dół, w tę wielobarwną przepaść, jaką tworzyły pojedyncze skały kanionu.
Po 3 godzinach jazdy dojechałem do jakiejś miejscowość przed parkiem Zion. Niestety, zmęczenie po wczorajszym dniu, dało się we znaki. Najbardziej odczuwałem brak koncentracji. Zapominałem imiona i nazwy miast.
Do tego doszedł upał, który ostatecznie wyłączył mi mózg. Moje ciało przypomina obecnie worek z piaskiem. Muszę po prostu położyć się chociaż raz wcześniej i przespać przynajmniej 8 godzin, a nie jak co dzień – tylko 5 lub 6.







Wybaczcie więc, drodzy Czytelnicy. Nie mam siły, aby móc w wspaniały sposób opisać to, co dziś widziałem. Noszę z tego powodu w sobie poczucie winy, iż nie mogę oddać moich wrażeń. Przypuszczam, że nawet własna ekscytacja tym miejscem mnie przerosła. Tyle przecież widziałem. I to w przeciągu jednego dnia!
Niech zdjęcia chociaż w minimalnym stopniu zrekompensują brak analitycznej notatki. 
Dziś Utah mnie pokonało.

1 komentarz: